O mnie
Jeżeli dziadkowie ze strony Mamy pochodzili ze Stanisławowa, a dziadkowie ze strony Taty z warszawskiej Pragi, to ja mogłem urodzić się tylko we Wrocławiu. To moje rodzinne miasto – miniaturka Polski powojennej. Zjechali tu wypędzeni z Kresów wschodnich, z Wielkopolski, z Mazowsza i Bóg jeszcze wie skąd. To było słychać podczas naszych podwórkowych zabaw, gdy lwowskie śpiewne „jojczenie”, było przerzedzone „mazurzeniem” bądź wielkopolską „pyrą”. I ten konglomerat powodował konieczność poszanowania partykularyzmów językowych. Zwłaszcza podczas gry w piłkę.
Gdy się rodziłem, miałem już dwie starsze siostry: Anię i Martę. A kilka lat po mnie – dopełniając składu rodziny Morawieckich – doszła jeszcze Marysia. Od najmłodszych lat wraz z siostrami uczestniczyliśmy we wszystkich wydarzeniach, jakie wiązały się z działalnością Taty i Mamy.
Muszę jednak podkreślić, że działalność polityczna Taty byłaby niemożliwa, gdyby nie zapobiegliwość i troska Mamy. Zresztą, wszyscy staraliśmy się pomagać sobie w obowiązkach domowych i to właśnie zdecydowało, że w tamtych trudnych latach udało nam się przetrwać.
Uczestnicząc w wielogodzinnych dyskusjach prowadzonych przez Rodziców i ich znajomych, przesiąkałem ich poglądami, wzbogacony lekturą. A tej nigdy w domu nie brakowało, bo wszyscy zachłannie czytaliśmy. Mogłoby nas nie stać na pójście do kina czy kupno nowych spodni, ale upragnioną książkę musieliśmy mieć w naszej bibliotece. Rodzice zawsze powtarzali, że „dom bez książek jest jak plaża bez słońca”. I tego słońca w domu zawsze było dużo.
Edukacja
Zainteresowanie historią wypiłem z mlekiem Mamy. W dzieciństwie najpierw słuchałem opowieści o Kresach i Powstaniu Warszawskim, a potem o całej historii Polski. Dotyczyło to też tej, której wtedy nie podawano w podręcznikach. W szkole miałem jednak wspaniałych nauczycieli. Przekazywali nam też te wiadomości, których nie można było znaleźć w oficjalnym programie nauczania.
Dlatego dzisiaj rozumiem, jak odpowiedzialna jest rola nauczyciela i wychowawcy w szkole. Miałem szczęście, że w moim IX LO we Wrocławiu historii uczyła mnie pani prof. Koziej. To dzięki niej wystartowałem w Olimpiadzie Historycznej i odniosłem sukces. To dzięki niej dostałem się na studia historyczne na Uniwersytecie Wrocławskim bez egzaminu. Zanim jednak poszedłem na studia, musiałem zdać maturę. Ze względu na zaangażowanie polityczne mojego Taty, Służba Bezpieczeństwa chciała mi przeszkodzić w podejściu do egzaminu. Dlatego też na maturę jechałem w karetce pogotowia. I… udało się! Zmyliliśmy śledzących funkcjonariuszy bezpieki, a ja podszedłem do egzaminu. I zdałem.
Po wprowadzeniu stanu wojennego Tata ukrywał się aż do zatrzymania 9 listopada 1987 r. W tym czasie, a konkretnie w czerwcu 1982 r., założył razem z przyjaciółmi Solidarność Walczącą. Jej celem było odzyskanie niepodległości przez Polskę, a nie dogadywanie się z komunistami. Kiedy Taty nie było w domu, przejąłem na siebie część jego obowiązków. Pamiętam, jak w pierwszą Wigilię stanu wojennego napędziłem strachu Mamie i Siostrom. Miałem 13 lat i zniknąłem z domu na wiele godzin. Wszystko przez choinkę. W całym Wrocławiu nie można było już dostać żadnego drzewka, dlatego musiałem pojechać po nie do Pęgowa. Dzięki temu Wigilia, choć smutna, miała swoją oprawę.
SB – nie mogąc wytropić Taty – postanowiła uderzyć w Jego rodzinę, czyli w nas. Kiedy mnie zatrzymywano, straszono, że moją młodszą siostrę zgwałcą i zabiją, a mnie „może w końcu stać się coś złego”. Nie bałem się tak o siebie, jak o moich najbliższych. Czy SB blefowała? Nie wiem. Zabójstwo bł. ks. Popiełuszki wskazuje, że blef od czynu odgradzała cienka linia. Kiedyś SB zatrzymała mnie i wywiozła do lasu pod Trzebnicą. Tam dali łopatę i kazali kopać dół. Kiedy skończyłem, powiedzieli, że następnym razem do niego trafię. Na wieść o tym kontrwywiad Solidarności Walczącej spalił altankę zastępcy komendanta SB we Wrocławiu. A sam komendant otrzymał od mojego Taty list, w którym dostał ostrzeżenie, że los jego funkcjonariuszy zależy od samego komendanta. To poskutkowało i drugi raz SB nie próbowało w ten sposób straszyć nikogo z nas.
Studia historyczne ukończyłem w 1992 r. Pracę magisterską pisałem na temat pierwszego okresu działalności Solidarności Walczącej. Pozostawało pytanie: co dalej? Zdecydowałem się na kolejne studia. Najpierw na Politechnice Wrocławskiej i Central Connecticut State University. W 1995 r. uzyskałem dyplom Master of Bussines Administration na Akademii Ekonomicznej (obecnie Uniwersytet Ekonomiczny) we Wrocławiu. Dodatkowo w tym samym roku kończyłem studia podyplomowe z prawa europejskiego i ekonomiki integracji gospodarczej na Uniwersytecie Hamburskim. Studia uzupełniałem także na Uniwersytecie Bazylejskim i w Kellogg School of Management przy Northwestern Univeristy. Wiedzę teoretyczną wzbogaciłem praktyką, m.in. stażem w Niemieckim Banku Federalnym w 1995 r. W latach 1996-1997 prowadziłem projekty badawcze w zakresie bankowości i makroekonomii na Uniwersytecie we Frankfurcie nad Menem.
Doświadczenie zawodowe
Cztery lata rządów Prawa i Sprawiedliwości to dobry czas dla Polski i Polaków. Nie ma takiego podatku, którego nie obniżyliśmy, a podatek PIT i CIT obniżyliśmy w sposób bezprecedensowy. Dzięki uszczelnieniu luki podatku VAT skutecznie zapewniliśmy finanse na liczne programy społeczne dla wszystkich rodaków.
W następnym roku zostałem zastępcą dyrektora Departamentu Negocjacji Akcesyjnych w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. Wchodziłem w skład zespołu ministerialnego negocjującego warunki przystąpienia Polski do UE. Doświadczenia zdobyte na tym polu pozwoliły mi na wydanie w 1997 r. wraz z Frankiem Emmertem pierwszego polskiego podręcznika z zakresu prawa unijnego i ekonomii integracji gospodarczej „Prawo europejskie”. Kolejnym krokiem było rozpoczęcie pracy w Banku Zachodnim w 1998 r. na stanowisku najpierw doradcy prezesa zarządu, a potem dyrektora. Po połączeniu BZ i Wielkopolskiego Banku Kredytowego zostałem członkiem zarządu BZWBK, a w maju 2007 r. prezesem.
Kierowany przeze mnie bank stał się jednym z trzech największych w Polsce. BZWBK od 1995 r. był częścią irlandzkiej grupy Allied Irish Banks, a od 2011 r. hiszpańskiego Santandera. Udało mi się zrealizować wiele inicjatyw wzbogacających polską kulturę. Bank był wśród sponsorów takich obrazów jak „Czarny czwartek” czy serialu „Czas honoru”. Finansowaliśmy także wiele akcji edukacyjnych i patriotycznych. Ponadto udzielaliśmy pomocy materialnej byłym działaczom podziemia, którzy w III RP znaleźli się w trudnej sytuacji materialnej i życiowej.
Gdy Polacy powierzyli w 2015 r. Prawu i Sprawiedliwości stery rządów, objąłem urząd wicepremiera i ministra rozwoju. Tym samym rozpoczął się kolejny etap mojego życia, w którym Polska znalazła się na pierwszym miejscu. Po dwóch latach pracy w rządzie 11 grudnia 2017 r. zostałem powołany przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę na stanowisko Prezesa Rady Ministrów. To było kolejne wielkie wyzwanie. Cztery lata rządów Prawa i Sprawiedliwości to dobry czas dla Polski i Polaków. Nie ma takiego podatku, którego nie obniżyliśmy, a podatek PIT i CIT obniżyliśmy w sposób bezprecedensowy. Dzięki uszczelnieniu luki podatku VAT zdobyliśmy środki na liczne programy społeczne dla wszystkich rodaków.
GUS prognozował, że w 2018 r. urodzi się 345 tys. dzieci. Urodziło się jednak o 45-48 tys. więcej! To tak jakby przybyło nam średniej wielkości miasto – Puławy czy Kutno. To najlepszy dowód na to, że nasz sztandarowy program Rodzina 500 plus działa. Przez cztery lata osiągnęliśmy wiele dla Polski. Drugie wygrane wybory z rzędu pokazują, że Polacy to doceniają i chcą, abyśmy kontynuowali obrany przez nas kierunek. W listopadzie 2019 r. Prezydent RP Andrzej Duda ponownie powołał mnie na Prezesa Rady Ministrów. To kontynuacja ważnego etapu mojego życia i pracy. Dziękuję Wam wszystkim za to zaufanie!